Aby zlapac troche swiezego powietrza i odpoczac od miejskiego zgielku, na dzisiaj byla zaplanowna wycieczka w Gory blekitne, nieopodal Sydney. Ta wycieczka akurat nie byla mega oszolamiajaca, przede wszystkim pod wzgledem organizacyjnym, ale i tak nie zabraklo wrazen. Jednym z plusow tej wycieczki na pewno byl fakt, ze mialysmy okazje zobaczyc wiele roznych rzeczy.
Na poczatek zaplanowany byl krotki spacer w okolicach Parku Olimpijskiego w Sydney. Niestety ze wzgledow przygotowan do jakiegos wyscigu na okolo glowngo stadionu nie mozna bylo sie tam nigdzie zatrzymac, wiec stadion widzialam tylko z okna busa. Potem mialysmy kolejna okazje zobaczyc zwierzatka Australii w takim malym Zoo. Koala, Kangur, diabel tasmanski, i moj ulubiony wombat. Dodatkowo fajne male pingwinki - najmniejsze ze wszystkich gatunkow. Po lunchu najwazniejszy punkt wycieczki, czyli gory Blekitne. Mialysmy okazje je podziwiac nie tylko z punktow widokowych, ale takze z kolejki gorskiej, gondoli i kolejki wozacej kiedys gornikow do kopalni. Ta kolejka to najbardziej stroma kolejka gorska na swiecie, zeby z niej nie wypasc byla zalozona siatka dookola wagonikow :P Byl tez kolejny spacer po lesie deszczowym bo trzeba sie bylo przebic przez niego na ta kolejke.
A na sam koniec wracalysmy promem do centrum Sydney, majac okazje przeplynac pod mostem na ktory sie calkiem niedawno wdrapalam :D W zwiazku z tym ze bylo jeszcze dosc wczesnie to zatrzymalysmy sie z mama w porcie na mala kawke i pyszna tarte z owocow pasjii. No i oczywiscie wspanialy widok - na prawo Opera a na lewo most, w swietle zachodzacego slonca. Jestem w Sydney :) WOW...