Ostatni dzień w tym pięknym mieście. Postanowiłyśmy skorzystać z licznych promów, które wypływają z centrum w różne kierunki. Naszym poleconym przez tubylców kierunkiem było Manly Beach. Z promu roztacza się przepiękny widok na cała zatokę z Operą i Mostem w tle. Cudnie.
Pogoda dopisuje, słoneczko świeci no i oczywiście wieje wiatr :P Manly to urocza dzielnica/miasteczko. Tak jakby Syndey mialo swoje osobiste miejsce na wakacje, taką własną Ustke. :> Ładna plaża, deptak, esplanada, oczywiście masa różnych sklepów i restauracji. Pospacerowałyśmy trochę, pooglądałyśmy trochę bibelotów na cotygodniowym sobotnim targu, a potem lunch w porcie.
Ostatnie godziny w Sydney postanowiłyśmy jednak spędzić w miejscu, które zrobiło na nas największe wrażenie - nasz ukochany Królewski Ogród Botaniczny. :) Tam odpoczywałyśmy na zielonej trawce wygrzewając się w słoneczku. A naokoło nas całe rodziny, znajomi mieli pikniki. Pełen luz, uśmiech na twarzy, gwarno od rozmów....pełna sielanka. Odlot.
Cudowne to miasto. Ale teraz pora na kolejne. Póżnym wieczorem samolot zabiera nas do Melbourne.