Ostatnie 2 pelne dni w Australii. :((( Nowa Zelandia byla piekna... kompletnie inna.
Wszystkie braki w opisach, zdjeciach itp itd bede juz chyba uzupelniac w samolocie. Szkoda mi troche czasu i.... pogody :) Ide zaraz na plaze sie jeszcze wygrzac na zapas i wykapac w Pacyfiku :D
Do zobaczenia w PL. Na swiatecznym grzancu w Rynku :)
[już po powrocie]
Celebrowałam te ostatki w Gold Coast/Surfers Paradise niesamowicie. Po wyjściu z samolotu poczułam się jakby we mnie dmuchnełą ogromna suszarka - nawet mając 20-22 stopni w Melbourne, to 15 stopni więcej i tak czuć od razu. Po szybkich zakupach w Billabong (no koszulka orginalna 'Billabong Australia' musi być :P) i szybkim ogarnięciu przyszła pora na plaże. W końcu mogłąm poleżeć trochę na plaży... podobno to był mój urlop ta cała wycieczka na drugi koniec świata. :P Udało mi się też poskakać z falami Pacyfiku - wciąga. A wieczorkiem mini imprezka domowa z naszymi gospodarzami. To już na prawdę koniec. Jeszcze tylko jutro...