Pakowanie faktycznie było nie lada wezwazniem... na szczęście udało sięzamknąąć w dwóch walizkach - 26 i 15 kg plus bagaż podręczny który na bank ważył więcej niż powinien.
Ten absolutnie ostatni dzień w Australii postanowiłam spędzić dokładnie tak jak ten pierwszy. Czyli przede wszystkim Surfers Paradise - żeby mi tak na dobre wszystko się zakotwiczyło w pamięci. Były owoce morze na lunch tużprzy plaży, był cudny spacer, i małe zakupy... chłonęłam każdą minutę. Pogoda była cudna.
A wieczorem mega pyszne lody, tak jak w pierwszy dzień, w Burleigh Heads. To był misz masz z Honey Macademia with Tim Tam's & Aussie Vanilla with Raspberries and Passion Fruit.... ech... (po polsku orzechowe z czekoladowymi ciastkami i waniliowe z malinami i owocami pasji).
To był piękny ostatni dzień urlopu.