Po 36 godzinach dosc spokojnej ale jednak mega zabojczej podrozy udalo nam sie w koncu dotrzec na miejsce. Generalnie bylo mi juz mega wszystko jedno... tylka nie czulam... nogi jak banki... oczy szparki. To jest na prawde na absolutnym drugim koncu swiata!!! :> Na podroz powrotna to juz sie chyba musze zaczac nastawiac psychicznie bo teraz juz niestety wiem co mnie czeka :P NIeswiadomosc jednak byla blogoslawienstwem w tym przypadku.
Pierwsze spostrzezenia co do Australii - z gory wyglada dosc znajomo :P praktycznie jak nasza Polska :D z lotu ptaka jakos sie zbytnio nie roznily. :D
Do naszego "miejsca zamieszkania" jechalysmy autem... takie pierwsze zwiedzanie. Na dzien dobry pierwsze co sie rzucilo w oczy to znak drogowy przy wyjezdzie z lotniska "Uwaga Koala" :P A potem to chwile sie zastanawialam co mi ten krajobraz przypomina - i stwierdzam ze Floryde. :) Duza wilgotnosc, cieplo, wiej wiatr, palmy na kazdym rogu i jakies dziwne ptaki lataja. Ach... no roznica taka ze jezdzi sie po tej zlej stronie drogi. W aucie niby siedze po tej samej stronie co zwykle ale mimo to jakos dziwnie bez kierownicy.