Czas tutaj mija nieublaganie szybko... juz polowa wyprawy. Jestem mega zadowolona ale tez i mega zmeczona. Nie bylo jak narazie ani jednego dnia zeby na spokojnie usiasc i po prostu poleniuchowac. Codziennie nowe miejsca, nowe doznania... podroz, pakowanie, rozpakowanie... pobudka o chorych jak na urlop porach - grubo przed 7 rano. Sadze ze jak wroce do WRO to przez dwa dni sie nie rusze z lozka :>
Dzisiaj to juz wogole szczyt szczytow. Wrocilysmy kolo 18 do domu, przepakowanie walizek, a jutro o 5:30 pobudka i dalej do Sydney. Nie bedzie wiec chwilowo updatow tutaj na blogu bo nie zabieram laptopa ze soba.
A wracajac jeszcze do samej dzisiejszej podrozy, to mimo tego ze 400 km jechalysmy w zasadzie prawie caly dzien, to byla to bardzo urocza podroz, wzdluz samego oceanu i przystankiem na lunch w miejscowosci Noosa.