Kilka ladnych lat temu ogladalam jakis program telewizyjny na Discovery czy National Geographic o wspinaczce na most nad zatoka w Sydney. Wdrapywalo sie na pylon i przechodzac przez niego potem drylowalo sie na sama gore pod maszt flagi na wysokosc 137 metrow. Zelazny, ogromny mloch w postaci mostu pod spodem, na okolo przecudowny widok na Sydney i okolice. Cos wspanialego. No i wtedy wlasnie wbilam sobie do glowy ze kiedys musze to zrobic, wdrapac sie na ten most.
Coz moge teraz powiedziec - marzenia sie spelniaja :D Tuz po tym jak dotarlysmy z mama z lotniska do hotelu, poszlysmy od razu na most. Po drodze mijalysmy przepiekne Krolewskie Ogrody Botaniczne i Opere. Widoki bajeczne. Ale na razie sie spieszylysmy bo wdrapywanie sie na most bylo umowione na godzine a trzeba bylo jeszcze mame posadzic w jakiejs knajpie z piwem na jakies 3 godziny.
Jak juz sie wszystko udalo ogarnac na czas to przyszla pora na przyjemnosci.
Byla nas jakas grupka 10 osob chyba. Najpierw posadzili nas i kazali dmuchac :P Alkohol sprawdzali. Potem ustawili nas w koleczku na zoltych kropkach na dywanie :P i w czasie kiedy obsluga dobieral nam kombinezoy, my zesmy sie przedstawiali. Po przebraniu sie i oddaniu wszystkich rzeczy (na most nie mozna bylo zabrac ze soba absolutnie nic - zadnych zegarkow, aparatow itp itd). Potem przyszla pora na czesc techniczna - pasy i uprzaz, radio, czapeczka i jakies inne drobiazgi. No i w droge - do pokonania 1400 schodow. Ale oplacalo sie i bylo warte tych ogromnych pieniedzy :)
Jak juz wracalysmy do hotelu to mialysmy odrobine wiecej czasu na rozejrzenie sie dookola. Bylysmy w najstarszej dzielnicy Sydney, nazywana The Rocks, kawalek dalej byl port promowy skad odplywaly tramwaje wodne i wieksze statki rowniez. Stojac w tym porcie widac na lewo most a na prawo Opere. Potem schodami do gory do wczesniej juz wspomnianych ogrodow. W samym tym ogrodzie znajduje sie kilkadziasiat roznych gatunkow palm, ktorych nie mozna spotkac nigdzie indziej. PRZEPIEKNIE TAM! Z jednej strony widok na zatoke a z drugiej na wiezowce. Uwielbiam to polaczenie, tak bardzo mi przypomina Central Park w Nowym Jorku. Kawalek dalej za ogrodami zjadlysmy szybka kolacje i prosto do hotelu. Niestety wracajac zawsze bylo pod gore. Nikt nas nie uprzedzil ze Sydney jet takie "gorzyste" i wszedzie sa schody ;)