Dzisiaj przyszła pora na bajeczne widoki Zatoki Milforda. Wycieczka autkorowa, długa, ale z przepięknymi widokami. Autokar w pełni przygotowany do oglądania widoków wysokich gór - ze szklanym dachem. Do tego zajęłam strategiczne miejsce w pierszym rzędzie, więc miałąm pełną panoramę i mnóstwo możliwości na zdjęcia. :)
Do Milford Sound, choć oddalone od Queenstown w linii prostej o jakieś 80km, trzeba było jechać jedyną tam prowadzącą drogą przez Park Narodowy Fiordland (wpisany oczywiście na Listę światowego Dziedzictwa UNESCO), o długości mniej więcej 250 km, czyli jakieś 4-5 godz jazdy. Droga cudna, prowadząca przez piękne doliny polodowcowe które były wykorzystane przez Petera Jacksona w "Hobbicie", oraz przez góry, po któych spływały kaskady wodospadów, (te widoki natomiast wykorzystał Spielberg w Parku Jurajskim). Tym bardziej wszystko było bajeczne bo padał cały czas deszcz i faktycznie te góry "pływały". Wodospady były na każdym kroku. I pomyśleć że to wszystko mogło nas ominąć, ponieważ ze względu na warunki pogodowe i dość często schodzące tu lawiny kamieni, droga bywa zamknięta dla ruchu.
Oprócz tych wszystkich dolin i gór czekałą nas też przeprawa tunelem Homera, który do niedawna był jeszcze najłdluższym żwirem utwardzanym tunelem na świecie (czyli takim bez drogi asfaltowej).
Milford Sound to zatoka o długości 20 km, otoczona fiordami z których spływają wodospady. Im więcej pada, tym więcej wodospadów. A o deszcz tu nietrudno - to jedno z najbardziej deszczowych miejsc na Ziemi. Zaledwie co trzeci dzień jest bezdeszczowy. I nam się "poszczęściło". Zatokę zwiedzaliśmy na stateczku... w związku z dużą mgłą wycieczką była bardzo tajemnicza bo nigy nie było wiadomo co się wyłoni zza chmur. MIało to swój urok. Ale i słoneczko się w końcu pokazało. A po drodze nie tylko piękne wodospady, ale również wygrzewające się na skałach foczki możńa było podziwiać. Do tego to dość ciekawe zróżnicowanie wody. Zatoka była w zasadzie morska, więc z wodą słoną, a z gór spływała kaskadami woda słodka.... co ma oczywiście dość duży wpływ na faunę i florę tego regionu. Cała wycieczka była taka spokojna... i tajemnicza. Z drugiej jednak strony te góry przytłaczały i pokazywały jak bardzo maleńcy jesteśmy na tym świecie. Mijaliśmy miejsca gdzie schodziły lawiny... przyjemne to to nie było na pewno.
Długa wycieczka nie była na szczęście bardzo wyczerpująca. W sam raz na to żeby wieczorem przejść się po Queenstown i zrobić jakieś małe zakupy pamiątkowe oraz zjeść najlepszego hamburgera w Nowej Zelandii. :)