Moja gospodyni Lorena byla bardzo badzo pomocna. Miejsce gdzie przyjmuje gosci jest oddalone troche od centrum miasteczka, powiedzialabym ze nawet troche dziko polozone ale za to jak urokliwie, w ogrodzie z drzewami awokado i grejfrutami, oraz szalejacymi kotami i psami :D Moj pokoj byl malym bungalowem w jej ogrodzie. Wszystko bylo super tylko po wilgotnosci stwierdzilam ze nie ma szans zeby moje ciuchy wyschly.... niestety mialam racje. Lorena pomogla mi zamowic jedzenie z dostawy zebym nie musiala jezdzic do miasta i ogarnela mi w sumie caly nastepny dzien. Bo jedno wiedzialam - na samolot nie moge sie na bank spoznic wiec stanie w dwu-godzinnych kolejkach nie wchodzi w gre :P Wczesna pobudka, szybkie sniadanie i sajonara na wodospady. Okazalo sie Lorena gosci rowniez trojke Wlochow i to z nimi spedzilam w sumie caly dzien. Wzielismy na spolke taksowke do parku, ten sam taksowkarz pozniej zabral mnie na lotnisko. Niestety o ile po stronie brazylijskiej komunikacja miejska miedzy lotniskiem a parkiem byla dosc dobrze zorganizowana to po stronie argentynskiej tego sie nie widzialo.
Fakt ze bylismy w parku juz chwile po 8 rano jednak byl bezcenny. BIlet kupiony praktycznie od razu, pozniej troche poczekalismy na pociag ale generalnie bez wiekszych czasow oczekiwania. przynajmniej w porownaniu do dnia poprzedniego, ale jak wychodzilismy z jednej trasy to zobaczylismy co sie swieci i bylismy szczesliwi ze wczesna pobudka sie oplacala. Strona argentynska wodospadow jest kompletnie inna.... tutaj jest kilka roznych tras widokowych do roznych oddzielnych wodospadow, gdzie po stronie brazylijskiej mialo sie jeden widok panoramiczny. TE rozne trasy po stronie argentynskiej prowadzily caly czas wsrod lasow i roslinnosci, co mialo swoj urok. Spotkalismy po drodze kilkadziesiat kotikow (nie kotkow tylko kotika ;) to taki chudszy szop pracz z dlugim pyskiem) oraz kilka malpek. Ale najwieksze wrazenie robia motyle... setki motyli.... roznych najrozniejszych, mniejszych i wiekszych, mniej lub bardziej kolorowych. Cos pieknego.
Bardzo milo sie zwiedzalo te wodospady z trojka tych wspomnianych Wlochow, bylo mega wesolo i sympatycznie. Anna, Carlos i Franko sa nauczycielami we wlsokiej szkole w Buenos AIres. Smiesznie bylo z nimi i fajnie ze udalo sie kogos poznac na tej wycieczce. :) Tym razem przygotowalam sie na spotkanie z wodospadami i kupilam sobie pelerynke :P Jak sie potem okazalo, owszem przydala sie - ale nie na wodospad, tylko na ulewe ;) Zgodnie z planem o 16 odebral nas taksowkarz i pojechalismy na lotnisko. A stamtad to juz prosto do Boskiego Buenos :)