No i jest. Nastał ten dzień. Zaczęło się od butelki wina, wolnego sierpniowego wieczoru i głowy pełnej marzeń i pomysłów.... a dzisiaj ruszam te marzenia spełnić. Punkt po punkcie, miejsce za miejscem... planowanie sprawiało mi taką frajdę że w sumie mi trochę przykro że już nie mam co planować. (do czasu... pewnie za 3 miesiące znowu coś wymyślę) :P A teraz niech się dzieje Wola Nieba ;)
Reisefieber mam jak nigdy.... zawsze mnie to dziwi... ttochę juz polatałam po świecie, a nadal za każdym razem jak mam wylecieć w nową przygodę na drugi koniec świata, ręce mi się pocą i mam motyle w brzuchu... jakby to był pierwszy raz :D Tyle znaków zapytania przede mną.... jak to będzie z tymi lotami stand by, czy na pewno dobrze robię że tylko z bagażem podręcznym, czy mój "espaniol" jest wystarczająco dobry....???
Mam nadzieję że te wszystkie znaki zapytania zamienią się potem w same wykrzykniki zachwytu :) Trzymajcie kciuki!