jak juz wspomnialam dotarlam do swojego noclegu kolo 9 rano. Choc w moim pokoju slonce walilo prosto w okno to do poludnia spalam jak male dziecko. Mialam pol dnia do wykorzystania w Santiago. W sumie moze jakies 10h. Na szczescie wycieczka po miescie ktora planowlam zrobic byla tez o 15 i na nia sie wybralam. Sadze ze w danej sytuacji wykorzystalam dzien najlepiej jak sie dalo.
Wycieczke oprowadzal pan ktory na codzien jest aktorem... cudownie opowiadal o historii Chile i Santiago, z taka ekspresja i arytkulacja / interpretacja... i do tego jego gestykulacja. :D Bardzo fajnie. Podczas wycieczki zgadalam sie z Amerykanka i z nia spedzilam reszte wieczoru. Po wycieczce poszlysmy na zachod slonca na wzgorze San Cristobal a potem na jakas kolacje w kolorowej dzielnicy Bellavista. MIasto bylo na prawde ciekawe. Bardzo zatloczone. NIE takie cudne jak Buenos AIres, ale na moje oko najbogatsze w porownaniu do RIo i Buenos wlasnie. Dyktattura Pinoczeta wyszla im w niektorych przypadkach na dobre.... ale tylko w niektorych. Tak na moja beznadziejna znajomosc historii sadze ze dosc podobne losy mialo Chile co i Polska jesli chodzi o koniec XX wieku.
W drodze powrotnej zgubilam sie troche metro i najezdzilam sie w te i wewte :P Ale udalo sie dotrzec do domu.
Caly czas trapila mnie tylko jedna mysl.... pan Przewodnik wspomnial ze LATAM planuja jutro strajkowac............... :O